ranek w moim życiu zaczyna się oględzinami ludzkiego
smutku; wsłuchiwaniem się w niego, odczytywaniem sensu
z fusów wypitej kawy, z okruchów na talerzu grzechu
codzienności, a w istocie wstydu życia, który jest tylko
potrzebą pełzania – wrzaskliwą radością motłochu –
jako obrony przed humanistyczną brednią. Każdy ranek
mobilizuje wszystkie siły do życia w ukryciu. Do
niewychodzenia ze swej nory, aby nie zaświadczyć
ułomności, lecz szaleństwu! Poranki winny być zbrodnią
na samym sobie! Nie czesać się, nie stroić, nie myśleć
o perspektywie ambicjonalnej katorgi. Zabijać w zanadrzu
każdy podryw luksusowego wyobrażenia. Wrócić do
chleba, do wody, do wina, do fajki lub papierosa.
Nie dbać o swoje życie – takie zawołanie powinno
przyświecać naszemu istnieniu! Nie byt

jest sensem ludzkiego losu!